Nie można było zamknąć lotniska
Witalij Cziencow: Dyspozytor lotu wie, jaka maszyna się zbliża, jakie są jej możliwości techniczne. Ale nie zna umiejętności czy stanu ducha człowieka, który ją prowadzi
Wacław Radziwinowicz: Trzej cenieni w Rosji piloci oblatywacze zapewniali mnie, że obsługa naziemna lotniska nie może zamknąć portu lotniczego przed lądującym samolotem z powodu złej pogody. Tymczasem w Polsce dziennikarze i politycy powtarzają, że kontrolerzy lotów ze Smoleńska mieli obowiązek zamknąć lotnisko przed samolotem prezydenta Polski. Kto ma rację?
Witalij Cziencow*: Piloci. Nie ma u nas takiego pojęcia jak „zamknięcie lotniska” z powodu pogody. Można zabronić załogom lądować w porcie lotniczym tylko wtedy, kiedy okaże się on niesprawny technicznie.
A jeśli na pasie pojawiła się gołoledź albo gruba warstwa śniegu?
- Pas oblodzony czy zawalony śniegiem jest właśnie niesprawny technicznie, bo w pierwszym przypadku lądujący na nim samolot nie wyhamuje, a w drugim zaryje. To taka sama usterka jak brak prądu czy leje po bombach. Ale jeśli port lotniczy działa, to tylko dowódca samolotu decyduje, czy jest w stanie bezpiecznie usiąść. Dyspozytor lotu wie, jaka maszyna się zbliża, jakie są jej możliwości techniczne, ile zostało jej paliwa. Ale nie zna możliwości, umiejętności, stanu ducha i fizycznej sprawności człowieka, który ją prowadzi. Podaje mu stan pogody, prognozę. Może ostrzegać, radzić, ale już nic więcej. Bywają też sytuacje przeciwne. Zdarzyło się z jednym z moich pilotów, że nie siadł, choć dyspozytorzy zapewniali go, że warunki są idealne. Bo z góry zauważył, że w wyniku wstrząsu tektonicznego na pasie jest rysa, której oni nie widzieli.
Jak długo może trwać prowadzone przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) postępowanie wyjaśniające przyczyny katastrofy prezydenckiego Tu-154 w Smoleńsku?
- W zasadzie miesiąc. Ale to tylko wtedy, kiedy nie ma zabitych i nie są niezbędne dodatkowe ekspertyzy. Tak więc termin 30-dniowy to tylko teoria. Przedłuża się go automatycznie na wniosek przewodniczącego komisji ustalającej przyczyny katastrofy.
Strona polska chciałaby jak najszybciej otrzymać od Rosjan wszystko, co pozostało z roztrzaskanego samolotu. Kiedy to może nastąpić?
- Nieprędko. Odłamki maszyny są dowodami rzeczowymi, które prokuratura prowadząca swoje niezależne od MAK-u śledztwo dołączy do akt sprawy sądowej. I dopóki w tej sprawie nie będzie werdyktu, i to prawomocnego, przekazać ich Polakom nie można.
Załóżmy teoretycznie, że w wyniku pracy MAK-u, śledztwa prokuratorskiego, winnym katastrofy okaże się ktoś po stronie rosyjskiej - na przykład ktoś z obsługi lotniska. Czy może on być sądzony w Polsce?
- Nie. Rosja, jak wiele innych krajów na świecie, swoich obywateli nie wydaje.
Jeśli winnym okaże się Polak lub Polacy, to czy strona rosyjska - na przykład ministerstwo spraw nadzwyczajnych - może zażądać od nas zwrotu kosztów nietaniej w końcu akcji ratowniczej?
- Nie. Ten resort w przypadku katastrof lotniczych nigdy nie domaga się zwrotu wydatków na akcje ratownicze.
Dlaczego strona rosyjska nie chce uznać prezydenckiego Tu-154 należącego do polskich sił powietrznych za samolot wojskowy?
- Tego akurat nie mogę zrozumieć. Istnieje przecież system rejestracji statków powietrznych. A ten samolot był zarejestrowany jako wojskowy.
*Witalij Cziencow jest właścicielem i szefem rosyjskiej spółki lotniczej Aerinn, ekspertem od prawa lotniczego
http://wyborcza.pl/1,75478,7880780,Nie_ ... z0oglJJrQV